Chusteczki są tanie - "Bzy w Pensylwanii" Jana Lechonia



Swojego czasu zaczytywałam się w Tuwimie, Lechoniu, Leśmianie i Słowackim. Byłam sobie smutnawą dziewczynką, która często zgłaszała się na polskim, a co pół roku oddawała pani zadanie dodatkowe – własne wiersze. Przy czytaniu Bzów płakałam w szkole po wielokroć. W najróżniejszych sytuacjach dotyczących – czy to miłości, czy nieporozumień (czasem mniej codziennych niż miłość), mówiłam Lechonia z pamięci. Oczywiście sama sobie, więc wstydu nie było.

Mam szalony sentyment do tego wiersza. Przypomina mi, że kurczę, warto pokazywać poezję dzieciom – niech się wzruszają, niech łzy im ciekną po brodzie, niech owijają nimi historie swoich chłopców, dziewczyn, najrozmaitszych przyjaciół itp, itd., cytując klasyka. Niech się uczą, ale nie suchych interpretacji. Niech uczą się czucia (choć trochę, troszeczkę).

Lechoń był dla mnie poetą właśnie od czucia. Poruszał wszystko do cna. Bolał, skrobał, obracał na lewo, kazał się pamiętać. Dużo mówił. Na przykład – to, co czujesz, jest OK, wiesz?

Mam ulubioną książkę, nazywa się Alfabet wspomnień. Napisał ją Słonimski – serdeczny przyjaciel JL. Lechoń jest w niej wariatem, ironistą, facetem z poczuciem humoru – biednym, bo biednym, ale najczęściej – wesołym. Pewnego razu między panami zaistniała pewna sytuacja (cytuję z lektury)   – Po jakiejś mojej recenzji Lechoń pokłócił się ze mną i doszło do zerwania. Przychodziliśmy do „Ziemiańskiej”, ale siadywaliśmy osobno. Gdy płaciłem za kawę, kelner podawał mi karteczkę od Lechonia z wyliczeniem: „Dwie kawy, cztery ciastka, numer Tygodnika Ilustrowanego, razem złotych cztery”. Wręczałem wymienioną kwotę. Lechoń lekkim skinieniem głowy kwitował tę transakcję i dalej nie rozmawialiśmy ze sobą.

Więc – jak widać, bywało z przekąsem, bywało z gniewem, ze śmiesznym honorem. Z Bzów wynika, że nie tylko. Próbę Lechoniowego czasu wygrywa, jak dla mnie, wierszowe, lekko emigracyjne, smutno plus kilka zabawnych historyjek z życia. W pozostałych kilku jego wierszach, które jeszcze pamiętam, podmiot bardzo się nosi - czuję, że jest go dużo. Gniecie mnie jego, dość spora, dosadna patetyczność, którą kiedyś ogromnie uwielbiałam. W Bzach nie ma żadnej z tych rzeczy, jest smutek bez sensu i bez łez.

You know, nie trzeba chusteczek. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz