Apolityczny program polityczny Jakobe Mansztajna

O Jakobe Mansztajnie można pisać na przynajmniej kilka sposobów, dość dobrze już utrwalonych: albo zacząć od klucza "melanchujni" z Piosenki nocnych wioślarzy II (grzecznie powtarzam przypis Mansztajna: "zasłyszane od julii szychowiak"), albo od motywu śmierci lub samobójstwa, rzucającego dramatyczny cień na Studium przypadku. Można też zastosować stary, sprawdzony chwyt i odnieść się do pozapoetyckiej aktywności poety.

Dość trudno czyta się Mansztajna, bez narosłego kontekstu społeczno-politycznego: swoje zrobiło włączenie wierszy z Wiedeńskiego high-life'u i Studium przypadku do antologii młodej poezji zaangażowanej Zebrało się śliny, ale też całe to "skandaliczne" flirtowanie z mainstreamowymi mediami (bo poeci to tylko Planty jesienią, czysta zamiast porządnego obiadu i szlugi na rozpadającym się balkonie).

Dobra, dość hermetycznego bełkotu: Jakobe Mansztajn, poeta rozpoznawalny, pisze Wiersz programowy, warto się temu przyjrzeć. Lubię, bardzo lubię wiersze solidnie zbudowane, brzmiące, dynamiczne, bez kaszlącego rytmu i kulawych przerzutni. To od razu rzuca się w oczy: przez wiersze Mansztajna, nawet, jeżeli cechuje je nieprzeciętna liryczna wrażliwość, idzie się znakomicie. (Zresztą cały Wiersz programowy jest oparty na różnych wariacjach pójścia gdzieś, odejścia, nakazuje przecież "na pełnej kursywie nieprzerwanie iść").

Ale czy da się uciec od kontekstu społecznego? I po co miałoby się to robić? Jest przecież Jan Palach, czeski student, który podpalił się, protestując przeciwko agresji wojsk Układu Warszawskiego na Czechosłowację w 1969 roku; są faszyści, prawnicy, nawet ekonomia: cukiernia zamiast księgarni. Ale co mnie fascynuje w poezji Mansztajna, szczególnie tej ulokowanej w Zebrało się śliny między agresywno-pasywnymi (w dobrym znaczeniu, jakkolwiek ironicznie to nie brzmi) wierszami Kamili Janiak a silnie związanymi z wojną na Ukrainie tekstami Dawida Mateusza, to genialna wręcz postawa świadomego obserwatora, który się nie zatrzymuje, choć i "poetę nachodzą wątpliwości" (a "to poważna metafora", jak czytamy w kolejnym wierszu). Dużo tu niezgody na zastaną rzeczywistość, ale jeszcze więcej dynamiki. I ta rzadka w gruncie rzeczy osobista deklaracja: nie agitacja, nie porywanie tłumów. Zresztą to nieprzerwane parcie naprzód to chyba coś więcej niż tylko pusta nadzieja (jakkolwiek pewna wątpliwość wybrzmiewa też w ostatnich wersach). No i ten "jeden wielki gest" na który ma "wystarczyć miejsca": nie widzę tu raczej deklaracji najradykalniejszego buntu w duchu Palacha, choć przecież to w tym kierunku wskazuje drogowskaz z portfela. Wszystko to składa się na bunt, który mi bardzo odpowiada: świadoma refleksja bez popadania w wyraźną deklarację światopoglądową. Nie mówię, że to problem, bo przecież takich gestów nie unikają Konrad Góra, Kira Pietrek czy Ilona Witkowska; po prostu program Mansztajna chyba rozumiem i trafia do mnie to, co pisze, a to wcale nieczęsta cecha poezji tak zwanej zaangażowanej. 






offtop: Słomczyński samochodem, Mansztajn pieszo; następnym razem trzeba będzie znaleźć coś o rowerzystach (przepraszam).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz