Bez gołębi z listami na nóżkach – o © Tomasza Dalasińskiego


Zazwyczaj piszę o tekstach, które mnie dotykają mocno, nie pozwalają przejść obok, zatrzymują. Skupiałam się ostatnio na zaskoczeniach pozytywnych, a wiersze, przecież, mają budzić najróżniejsze emocje. Nie muszą to być jedynie; wzruszenie, smutek, radość, strach  –  jak to mówi dwóch moich znajomych – góry smutek, umieranie. Można się zetknąć również z nieswoją poetyką. Można wierszy nie czuć, ale wiedzieć, że na sto procent ktoś dostrzega w nich coś wyjątkowego. W końcu są wydane, czyli jakoś zauważone. Autor jest doceniany. Ja się z tym nie kłócę.
Próbuję więc znaleźć w jego książce coś najbardziej dla mnie, żeby przebić murek, który przy pierwszym czytaniu się między nami zbudował. Odcinam się od pierwszego wrażenia, szukam punktu, w którym się zaczepię. To będzie Lato.

Tylko do tego miejsca. Dalej trochę później.
Tak się nigdy nie mówi. Pyta się: dlaczego?

Powtarza się i tęskni. Idzie się na obiad.
Czyści buty i zęby, słucha indie rocka.

Et caetera, słoneczko. Korzystamy z lata.
Jeszcze jedna ulica, potem koniec drogi.

Za chwilę odejdziemy, pożywni i smaczni:
my w czarnych fatałaszkach, on ubrany w drewno.

Zaczepiam się w Lecie. Zatrzymuje mnie. Czyli mamy z autorem kompromis. Coś na nie, coś na tak. Wybaczcie, wrócę do ogółów, znów do całości  ©, bo Lato każdy sobie, jeśli chce, zobaczy. Trochę się potłumaczę. Jak już pisałam, nie za dobrze czyta mi się Dalasińskiego. Nie odmawiam mu, jednak, pomysłu, nowoczesności, mocnego osadzenia we współczesnym języku internetu, w slangu, w znaczeniowych gierkach. Takie teksty są potrzebne. Pokazują, że poezja może korzystać z wszelakich nowości. Nie musi się w niej pisać listów na czerpanym papierze i przyczepiać białym gołębiom do nóżek. Można pisać maile, pić kawę Nescafe, albo chodzić do Tesco, myśleć o śmierci Anny Przybylskiej, czy sylwestrowych zamieszkach.  Autor zestawia obchodzące nas na co dzień – nazwijmy to górnolotnie – życiowe sprawy (każdy instynktownie poczuje, o których sprawach mowa), z odrapanym otoczeniem pełnym hot dogów w zestawie z colą za 7,50. Obchodzi je naokoło – jak śmierć w Lecie, ironizuje, zapętla. Usilnie produkuje komunikaty, mimo tego, że kilkukrotnie wspomina w © o jakimś rodzaju niekomunikatywności.

To się może podobać. Tom jest pod tym względem ciekawy i, zapewne, nie tylko pod tym. W trakcie pisania tekstu, zaczynam się zastanawiać, czy może to nie spowodowało, że książka zaczęła mówić do mnie bardziej. Przeskakuję formę, widzę więcej treści. Zastanawiam się, co mi się podoba w tym, czego nie czuję. To dobra lekcja czytania poezji. Bardzo polecam. Budzi emocje i zastanowienia, a przecież o to chodzi. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz