Ten post jest trochę sprowokowany odpowiedzią Szymona Słomczyńskiego na zarzut (propozycję interpretacyjną?) posługiwania się genderowymi stereotypami w dwóch wierszach z Dwupłatu. Już to brzmi źle, prawda? Poezja i stereotyp – te dwie kategorie chyba za sobą nie przepadają. I to nie tylko dlatego, że moja osobista definicja dobrej poezji zawiera w sobie element zaskoczenia, którego siłą rzeczy nie może dostarczyć stereotyp.
Weźmy na warsztat dwa teksty. Dwupłat jest książką zbudowaną na parach wierszy – na dialogu, dwóch podejściach do tematu, dwóch skrzydłach tego samego samolotu. Z jakiegoś powodu tak to zostało ułożone. Nie chodzi tutaj o rozróżnienie - chłopcy to, dziewczyny tamto; kobiety są takie, a mężczyźni tacy. Przyjmując metaforę samolotu, liryczny kadłub tej pary jest wspólny.
Wiersze są krótkie, więc można je złapać za słowa. Najpierw w oczy rzucają się paraleliczne pierwsze wersy: "Dziewczynki trzeba uczyć składać" i "Chłopców trzeba uczyć sklejać". Powtarza się fraza "trzeba uczyć". To już nie jest perspektywa dziecięca, to perspektywa do bólu dorosła, programowa - dziewczynki mają zakładać rodziny (swoją drogą, ta odwrócona metaforyka tworzenia państwa przez niszczenie jest świetna), chłopcy mają być żołnierzami.
W odpowiedzi powraca perspektywa skrzywdzonego takim mechanizmem dziecka: "rozbite jajka", "bezdomne lalki" w Lalkarstwie i połamane zęby chłopców, "którym nie będzie nigdy pisane/ zostać modelami". I znowu powrót do jakiejś formy przeznaczenia kogoś do czegoś, choć chyba subtelniejszy. Mi byłoby smutno, gdyby było mi pisane być modelem - a zostałbym konstruktorem wojskowych ciężarówek, bo tak trzeba.
Zaczyna w takiej lekturze kiełkować niepokojące antysytemowe nastawienie (choć, nie oszukujmy się, poezja prosystemowa z reguły jest nędzna), intuicje, że to, czego pragnie dziecko, z reguły zostaje rozbite, rozmontowane, że nawet niewinne zęby mleczne nie mogą przetrwać starcia z planami, jakie szykuje Wielka Historia. Oszczędne te wiersze, choć pewnie da się z nich coś jeszcze powycinać i posklejać na nowo. Albo wykluć, żeby nie opowiadać się po jakiejś konkretnej stronie.
Mnie dręczą w tym wszystkim jajka; niby to tylko taka metaforyka, podobnie jak "miasta [które] runą w kraje", ale nie tchnie to spokojem, o nie. To dość ironiczne, że mniej wojenny z tej pary wiersz odrzuca bardziej... Warto pewnie pogrzebać w Lalkarstwie jeszcze od tej strony.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz