Płakała w nocy, ale nie jej płacz go zbudził.
Nie był płaczem dla niego, chociaż mógł być o nim.
To był wiatr, dygot szyby, obce sprawom ludzi.
I półprzytomny wstyd: że ona tak się trudzi,
to, co tłumione, czyniąc podwójnie tłumionym
przez to, że w nocy płacze. Nie jej płacz go zbudził:
ile więc było wcześniej nocy, gdy nie zwrócił
uwagi - gdy skrzyp drewna, trzepiąca o komin
gałąź, wiatr, dygot szyby związek z prawdą ludzi
negowały staranniej: ich szmer gasł, nim wrzucił
do skrzynki bezsenności rzeczowy anonim:
"Płakała w nocy, chociaż nie jej płacz cię zbudził"?
Na wyciągnięcie ręki - ci dotkliwie drudzy,
niedotykalnie drodzy ze swoim "Śpij, pomiń
snem tę wilgoć poduszki, nocne prawo ludzi".
I nie wyciągnął ręki. Zakłóciłby, zbrudził
toporniejszą tkliwością jej tkliwość: "Zapomnij.
Płakałam w nocy, ale nie mój płacz cię zbudził.
To był wiatr, dygot szyby, obce sprawom ludzi".
Pierwsza wersja tego posta była zła, bo tłumaczyła po raz tysięczny, co to jest słowo na v. Każdy domyślny może to wygooglać, więc zostawiam formę na boku (nawet, jeśli uparcie od niej zaczynam).
Wiersze kanoniczne, te, które nawet na egzaminie z literatury współczesnej zostają w głowie, pomimo że są oznaczone etykietą "oczywista oczywistość". Płakała w nocy sąsiaduje więc z Przesłaniem Pana Cogito Herberta i z Który skrzywdziłeś Miłosza; to sąsiedztwo jest kamieniem u nogi i skutkuje prześlizgiwaniem się po słowach wiersza bez jakiejkolwiek głębszej refleksji - bo przecież to jest oczywiste, no nie? Jest z tym trochę jak ze szlagierami: obsłuchane czy obczytane, odsyłają nas ciągle w to samo miejsce i stosunkowo trudno jest przez to przyzwyczajenie się przebić. I łatwo jest uciec w banalny opis vilanelli, który każdy, kto miał styczność z poezją Barańczaka, przeczytał był tysiące razy.
Jego budzi "wiatr, dygot szyby, obce sprawom ludzi". Ona płacze płaczem, który "nie był (...) dla niego, chociaż mógł być o nim". A między nimi brak zrozumienia, tym wyraźniejszy, że przecież noc jest porą najważniejszych rozmów: milczy się i nie śpi zazwyczaj z sercem ściśniętym przez myśli, których nie wypowiada się głośno. A jednak zrozumienie następuje: to, co pomyślane przez niego, wypowiada ona. Intymność tego wiersza jest wręcz przerażająca: w wierszu nietrudno jest przesłonić pewne prawdy, ale w tym wypadku zasłona ta jest bardzo cienka. I ściska mnie za gardło, kiedy próbuję pod nią zajrzeć.
Tym bardziej, że nie wiem, czym są te "obce sprawom ludzi": czy to rodzaj ostrzeżenia, szpila wbita metafizyce, abstrakcja nocnych myśli? A przecież to obce jest tak bardzo znane: każdy, kto doświadczył choć raz nocy spędzonej w milczeniu, doskonale o tym wie. Niezwykłość, moja osobista niezwykłość tego wiersza, leży właśnie w tym: mogę sobie tę vilanellę filologicznie rozpisać i nie zostawić nic z wiersza. Mogę też zostawić wiersz w spokoju, a samemu uporać się ze ściśniętym gardłem.
Słaby wiersz i słaby opis. Źle się czyta. Forma dostosowana do profilu tej domeny jak klawisz do klawisza, ale nic nie wnosi i zniechęca tymi pseudo nowoczesnymi zabiegami. Pierwsza wersja tego posta była zła...dalej mi się nie chce czytać bo tłumaczyłbym po raz tysięczny dlaczego wejście z butami do czyjegoś łóżka może kogoś urazić...W literaturze jak w seksie. Ważna jest gra wstępne. Pocałunek w rękę. Powiesz - mam Cię gdzieś czytelniku - to nie publikuj...serdeczności. JA...Wę
OdpowiedzUsuńNie rozumiem treści tego komentarza, ale dziękuję za poświęcony na jego napisanie czas. Pozdrawiam ciepło
Usuń