Tak blisko kryjówki, które ty zacierasz do wody w pęcherzach.
W jamach tego lasu zbiera się tylko pył i ziarna sosen.
Grzyby znaczą groby. Susza: most
Legł na dnie, byłym dnie, sarny szczekają głośniej.
A najgłośniej lisy. Nie ma zła w niewidzeniu barw.
Ogród i dom, miraże.
Nie mordowałyśmy od końca karmienia.
Co to w ogóle jest za tytuł?
Normalne tytuły daje Dehnel na przykład (Vilanella czterdziestosześciolatki
wpuszczającej licealistę do pokoju hotelowego), albo nie wiem, Podgórnik (Odmowa stypendialna), wszystko jest
jasne, sytuacja liryczna określona od samego początku, a jak się nie wie jaki
dać tytuł, to się daje te słynne trzy gwiazdki zmuszające czytelnika do
wymyślenia sobie tytułu, wiadomo, a tu nagle: Wojna (pieśń lisów) i nawet zwierzęcy magnetyzm brzmienia tych
trzech słów, trzaskająca w nawiasach migawka tajemnicy nie zmienia faktu, że
nie wiadomo, co to ma, kurwa, znaczyć.
To wrażenie, pojawiające się w krótkiej, ale zawsze
treściwej przerwie między tytułem a wierszem, zwyczajowo wstawianej tam przez
edytorów, okazuje się, rzecz jasna, mylne. Rzecz jasna, bo tytuł, o którym mowa,
okazuje się tak potwornie konkretny, że równie dobrze ktoś mógłby szpilkę
wbijać pod powiekę – i to byłoby tak samo konkretne.
Mamy tu do czynienia z wierszem, który w klasyczny sposób
rozgrywa się na dwóch płaszczyznach: realnej (wojna) i idei (pieśń lisów), lub
na odwrót: idei (wojna) i realnej (pieśń lisów). Z której strony nie ugryźć,
jest smacznie, bo właśnie brutalne zestawienie czegoś do bólu ludzkiego,
cywilizowanego, czym jest wojna i czegoś zwierzęcego, podstawowego, czym jest
pożycie lisów, jak to się mówi, robi ten
wiersz, stanowiąc istotę tytułu i treści. Warto zresztą dodać, że z
dokładnie tego samego zabiegu, tylko w dużo prymitywniejszej formie korzysta
Kaczmarski w słynnych Obławach.
Świetny jest ten wiersz na poziomie symbolu. Mały lis, który najprawdopodobniej jest podmiotem, odzywa się do matki – doświadczonej lisicy, która wie, na czym polega ciężkie życie w lesie - trochę jak rekrut do oficera. Oficer-lisica jest tutaj istotą uświadomioną, doświadczoną, zacierającą ślady do wody w pęcherzach. Lisek-szeregowiec – odwrotnie – bytem całkowicie nieświadomym tego, w czym bierze udział.
Nie ma zła w
niewidzeniu barw. Przenikliwie, trochę zaskakująco zestawia się tutaj
biologiczną cechę lisa, jakim jest oko niewrażliwe na kolory, z ideową
nieświadomością prostego człowieka, którego w wojnę wtrącono, tak jak małe lisy
wrzuca się po heideggerowsku w leśną rzeczywistość. Prosty człowiek, żołnierz,
nie wie o co jest wojna, po co jest wojna, do czego służy wojna, w imię czego
jest wojna, tak jak lis nie rozumie istoty suszy, rozwalonego mostu ani
mordowania.
O wojnie pisano wiele razy w wielu miejscach. Ale ilu poetów pochyla się w tym pisaniu nad dehumanizacją ludzi, która postępuje bez udziału samych dehumanizowanych? Odpowiem: niewielu. Dlatego właśnie Góra, ze swoją lewicową skądinąd wrażliwością (przypominam, że wiersz pochodzi z tomu o znamiennym tytule Requiem dla Saddama Husajna), jest jednym z najbardziej cenionych przeze mnie poetów współczesnych.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz