Onewierszstand: Konrad Góra - Wojna (pieśń lisów)



Jestem twoim gorszym bokiem, jaskrawym przeoczeniem
W obronie, to ja zostawiam ślady
Tak blisko kryjówki, które ty zacierasz do wody w pęcherzach.

W jamach tego lasu zbiera się tylko pył i ziarna sosen.
Grzyby znaczą groby. Susza: most
Legł na dnie, byłym dnie, sarny szczekają głośniej.

A najgłośniej lisy. Nie ma zła w niewidzeniu barw.
Ogród i dom, miraże.
Nie mordowałyśmy od końca karmienia.







Co to w ogóle jest za tytuł?

Normalne tytuły daje Dehnel na przykład (Vilanella czterdziestosześciolatki wpuszczającej licealistę do pokoju hotelowego), albo nie wiem, Podgórnik (Odmowa stypendialna), wszystko jest jasne, sytuacja liryczna określona od samego początku, a jak się nie wie jaki dać tytuł, to się daje te słynne trzy gwiazdki zmuszające czytelnika do wymyślenia sobie tytułu, wiadomo, a tu nagle: Wojna (pieśń lisów) i nawet zwierzęcy magnetyzm brzmienia tych trzech słów, trzaskająca w nawiasach migawka tajemnicy nie zmienia faktu, że nie wiadomo, co to ma, kurwa, znaczyć.

To wrażenie, pojawiające się w krótkiej, ale zawsze treściwej przerwie między tytułem a wierszem, zwyczajowo wstawianej tam przez edytorów, okazuje się, rzecz jasna, mylne. Rzecz jasna, bo tytuł, o którym mowa, okazuje się tak potwornie konkretny, że równie dobrze ktoś mógłby szpilkę wbijać pod powiekę – i to byłoby tak samo konkretne.

Mamy tu do czynienia z wierszem, który w klasyczny sposób rozgrywa się na dwóch płaszczyznach: realnej (wojna) i idei (pieśń lisów), lub na odwrót: idei (wojna) i realnej (pieśń lisów). Z której strony nie ugryźć, jest smacznie, bo właśnie brutalne zestawienie czegoś do bólu ludzkiego, cywilizowanego, czym jest wojna i czegoś zwierzęcego, podstawowego, czym jest pożycie lisów, jak to się mówi, robi ten wiersz, stanowiąc istotę tytułu i treści. Warto zresztą dodać, że z dokładnie tego samego zabiegu, tylko w dużo prymitywniejszej formie korzysta Kaczmarski w słynnych Obławach.


Świetny jest ten wiersz na poziomie symbolu. Mały lis, który najprawdopodobniej jest podmiotem, odzywa się do matki – doświadczonej lisicy, która wie, na czym polega ciężkie życie w lesie - trochę jak rekrut do oficera. Oficer-lisica jest tutaj istotą uświadomioną, doświadczoną, zacierającą ślady do wody w pęcherzach. Lisek-szeregowiec – odwrotnie – bytem całkowicie nieświadomym tego, w czym bierze udział.

Nie ma zła w niewidzeniu barw. Przenikliwie, trochę zaskakująco zestawia się tutaj biologiczną cechę lisa, jakim jest oko niewrażliwe na kolory, z ideową nieświadomością prostego człowieka, którego w wojnę wtrącono, tak jak małe lisy wrzuca się po heideggerowsku w leśną rzeczywistość. Prosty człowiek, żołnierz, nie wie o co jest wojna, po co jest wojna, do czego służy wojna, w imię czego jest wojna, tak jak lis nie rozumie istoty suszy, rozwalonego mostu ani mordowania.

O wojnie pisano wiele razy w wielu miejscach. Ale ilu poetów pochyla się w tym pisaniu nad dehumanizacją ludzi, która postępuje bez udziału samych dehumanizowanych? Odpowiem: niewielu. Dlatego właśnie Góra, ze swoją lewicową skądinąd wrażliwością (przypominam, że wiersz pochodzi z tomu o znamiennym tytule Requiem dla Saddama Husajna), jest jednym z najbardziej cenionych przeze mnie poetów współczesnych.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz