Onewierszstand: Michał Pranke - Fastryga

Fastryga  
td 

Najprawdziwsze miejsce, gdzie spotykają się fałsz oraz prawda:
to fałda, to fałda; orzekało kocie wybrzuszenie miasta, orzekało
ranne wynurzenie spod dna jak ta rdzawa zadra, ledwo cerowana, 
a już pękła, ale powoli: fastryga po nic, nić, która biegnie, a dokąd
nie pamięta, orzekała cegła i miasto zajęte jak pochodnia, biegło,
a dokąd nie pamięta, rygor, ścieg, a w efekcie nic, którego pewnie 
nie było, bo już nikogo nie było stać, żeby biec i ścigać się; ściec.

Właścicielem tego wiersza Michała Prankego, czyli poety – umówmy się – niezbyt znanego, debiutującego w zeszłym roku wyjątkowo trudną do zdobycia książką b, z której zresztą rzeczony utwór nawet nie pochodzi*, stałem się przypadkiem. Wpadł mi w ręce w okolicznościach dosyć skomplikowanych, które kiedyś wyjdą na jaw, ale na razie muszą pozostać, mówiąc patetycznie,  spowite mgłą tajemnicy. Nie są zresztą istotne. Istotne jest to, że wiersz dostałem i go nie oddam.

Nikt o zdrowych zmysłach nie odda białego kota, który na imię ma Murzyn i ja też nie oddam wiersza skonstruowanego z tak morderczą precyzją, zatytułowanego Fastryga. Utwór tak rozpoczęty powinien być, oczywiście, sfastrygowany, grubymi nićmi szyty, prujący się na zbiegach zwrotek; ten nie jest. Przeciwnie, rozwija się konsekwentnie jak rota piechoty w tuwimowskim poemacie o mieście (Łodzi [mieście przędzalni]).

Fraza Prankego kojarzy mi się – nie zamierzam kłamać – z Barańczakiem, który w podobny sposób eksploatował każdy element brzmieniowy języka polskiego, który w tym samym stylu i guście pakował ogromny ładunek znaczeniowy do jednego wersu (och, najprawdziwsze to przecież miejsce, gdzie spotykają się fałsz i prawda), który tak samo umiał użyć słowa WIELKIEGO, aby zmienić je w słowo małe, takie, które dotyka człowieka, a nie ludzkości.

Skaczę po skojarzeniach, bo ten tekst – to nie tyle komentarz, co raczej impresja na temat. Bo mnie ten wiersz wciągnął i wypluł i nie bardzo wiem, co mógłbym do niego dopisać, głównie chcę go czytelnikom pokazać, sprawdzić, czy innych też tak wsysa i miesza. Trudno nie czuć, że dotyka czegoś na styku, pomiędzy, jakiegoś ściegu ledwo na okrętkę zaciągniętego, który zszywa naszą rzeczywistość w całość, ale w każdej chwili może puścić, tak, że ściekniemy; i w dodatku po nic. Po nic ten tekst, jak mi się zdaje, tak jak wiersz jest po nic. Poetry makes nothing happen.

Wydawać by się mogło, że to naprawdę nie jest specjalnie istotne, że autora bloga coś ruszyło, dziabnęło sztychem między żebra, bo przecież nie każdego musi i pisanie o tym, że dziabnęło, to jak pisanie o wiośnie, że się zaczęła; ale szczerze mówiąc, jeśli nie jest ważne to, co mnie dziabnęło, to ja nie wiem, co jest w poezji ważne.

* - w związku z tym obrazek towarzyszący postowi proszę potraktować umownie. A jak ktoś tę książkę ma, to ja chętnie przygarnę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz