Nic, czyli zastępcze rozważanie o czwartej nad ranem. Grzebalski.

Pierwszy raz o wierszu w nocy, albo tak rano, że nie wiadomo, jak to rano nazwać. Ranne rano?

Są takie ranki (ranne). Mieszkanie marzło (otwarte nazbyt na oścież). Wchodzę. Dmucham. Siedzimy – kurtka (czerwona) i koc (krata). Za(k)ratowani, zak(r)atowani. Otwieram, chybił trafił, i nic. Nic. Niedomiar. Grzebalski. Książka z pułki, potrzeba wiersza, trzeba się schować. Kupiłam zeszłorocznie, na Śląsku. Tam też pewnie nic – najpewniej noc, no(c).


Nic

Chodziło o miłość.
O miłość. Języki deszczu,
kiedy miłość. Słupy
dymu, kiedy miłość.
Sen jak mury, kiedy miłość.

Chodziło o miłość.
O miłość. Stopy o podłogę,
kiedy miłość. Ciało
w ciało, kiedy miłość.
Gzyms radości, kiedy miłość.

I nic. Dym w gardle.
Języki deszczu o asfalt.
Wiatr w usta, śnieg:tarcza
ciemności. Chodziło
O miłość. O miłość.

Jeśli nie chodzi miłość, chodzi o pieniądze, o jedzenie, uwagę, nutkę zemsty (więc znowu jakąś miłość). Jeśli jednak o nią, tak naprawdę – to już nie chodzi. Albo rzadko chodzi. Raczej biega. Szaleje,  prędko się toczy (z góry z radości albo inaczej – do pojemnych czarnych, ocznie mokrych dziur idealnie mieszczących smutnych ludzi w ilości jeden na dziurę i nigdy nie znajdziesz).

Emocjonuje niezależnie od treści – pusta czy pełna. Jeśli pełna, napełnia. Jeśli pusta, zapuszcza; puszcza usta – kąciki kleją się do brody – nie odkleisz. Zmienia, rozmienia na cząstki czas – wtyka do snów słodkie/słone słowa i słone/słodkie twarze. Waży uważność, mnie pamięć, składa w samoloty i jeśli nie wyjdzie, zostaje na długi czas: przypomina miną – nic się nie wydarzyło, nie chodziło  o miłość, albo – kradnąc prawie ostatni wers:

ciemności. Chodziło
o miłość.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz